Dokąd zmierza nasza oświata?
Gdy przeglądamy magazyny czy strony internetowe poświecone sprawom edukacji, zauważamy ogromną ilość publikacji nauczycieli – artykułów, scenariuszy, analiz przypadku, planów i programów. Publikacje przybliżają nam twórcze osiągnięcia i działania pedagogów, którzy z wielką determinacją wprowadzają nowoczesne metody i formy pracy z dziećmi. Ktoś nie znający polskiej rzeczywistości oświatowej może odnieść wrażenie, że oto dokonuje się, lub dokonała, jakaś niezwykle ważna zmiana jakościowa w naszej szkole.
Szkoła prawdziwa, jaka jest, każdy widzi. Któż inny może być tego bardziej świadomy niż my nauczyciele, autorzy owych publikacji, bez których nie mamy szansy na awans zawodowy, a co za tym idzie na większe pobory, przecież i tak żenująco niskie w porównaniu z zarobkami innych grup polskiej inteligencji.
Czy w polskiej szkole dokonała się rewolucja? Czy kształcimy dzieci w nowoczesny sposób, a sprawy wychowania i przygotowania do życia w “nowej europejskiej cywilizacji” mamy już z głowy?
Odpowiadając na te i wiele innych pytań, musimy zdać sobie sprawę, że obok niewątpliwych sukcesów, które są naszym udziałem, ponieśliśmy też wiele porażek.
Moim zdaniem, polska szkoła po kilku latach wprowadzania reformy znalazła się na rozdrożu, w jakimś martwym punkcie, z którego żadnym sposobem nie potrafi wyjść na prostą. Nie wiemy jak kształcić i wychowywać, rozpada się w wielu miejscach misternie skonstruowany system, a perspektywy wyjścia z impasu nie rysują się zbyt wyraźnie. Porażki reformy są najbardziej widoczne przy porównaniu wyników badania umiejętności uczniów polskich i z innych krajów europejskich, po analizie sprawdzianów czy egzaminów, ale także na meczach, w czasie imprez w dużych miastach, w ogólnej kulturze naszej młodzieży. Jakość naszego kształcenia i wychowania widoczna jest także, o czym jakoś nie chcemy rozmawiać, podczas wyborów. 18 – latkowie i ich starsi koledzy wybierając ludzi na odpowiedzialne stanowiska, kierują się przecież swoim, wykształconym w czasie wielu lat nauki widzeniem świata wartości. Nie nauczymy młodych ludzi dokonywać mądrych wyborów, nie ucząc ich jednocześnie trudnej sztuki demokracji i odpowiedzialności za podjęte decyzje. Nauczyciele zauważają w szkołach narastającą falę agresji, cwaniactwa, bylejakości i nietolerancji. Na naszych oczach rozpadł się totalitarny system wychowania, a nowego skutecznego nie jesteśmy wstanie wprowadzić.
Warto zadać sobie pytanie, czy mamy wizję wychowania naszej młodzieży. Nie chodzi mi tutaj o ogólniki, w żaden sposób nieodnoszące się do rzeczywistości, mniej lub bardziej zgrabne zapisy w Programach wychowawczych – mnóstwo jest tych treści w Internecie i stworzenie poprawnego metodologicznie dokumentu nie sprawi trudności nawet licealiście.
Klarowna koncepcja wychowania powstała w latach 90. w wyniku dyskusji jako potrzeba pewnego wzoru, modelu wychowania w dobie transformacji i integracji europejskiej. Brakuje jednak ewaluacji tego modelu, pogłębionej refleksji na temat nieprzystawalności wypracowanej koncepcji do polskiej rzeczywistości szkolnej, która przecież nie istnieje w próżni, ale w określonej przestrzeni społecznej i politycznej.
Oto na naszych oczach pryskają marzenia reformatorów – idealistów, którzy wprowadzając reformę oświaty, widzieli polską szkołę wśród wartości, przygotowującą do życia w społeczeństwie obywatelskim, uczącą mądrej demokracji i tolerancji.
Polskiej oświacie potrzebne są mądre decyzje, podejmowane przez ekspertów, ludzi znających doskonale realia edukacji. Decyzje błędne, nieprzemyślane skutkują ogólnym obniżeniem prestiżu szkoły jako instytucji publicznej, a wiemy jak bardzo potrzebny jest wysoki prestiż placówki oświatowej, która z racji swej specyfiki wychowuje poprzez społeczny autorytet i wzajemny szacunek wszystkich podmiotów kształcenia i wychowania.
Takim wyrazistym przykładem szkodzącej naszemu środowisku działalności jest system awansu nauczycieli. W założeniach miał budować prestiż pedagogów, motywować ich do aktywności, mobilizować do podnoszenia swoich kwalifikacji. Większość z nas zgodzi się chyba z tezą, że tak skonstruowane procedury raczej ośmieszają nauczycieli, niż budują ich autorytet w społeczeństwie. Można przecież wyobrazić sobie nauczyciela, który na lekcjach, zamiast pracować z dziećmi, pisze sprawozdania, plany, analizy... Przekonuje dyrektora, rodziców, media i wreszcie komisję o swoich predyspozycjach zawodowych, twórczym zaangażowaniu i oryginalnym systemie pracy. Tak mocno przekonuje, że sam zaczyna wierzyć w to, co robi. A przecież nie biurokracja jest istotą naszej pracy, tylko kontakt z dzieckiem, jego problemami i jedynym w świecie sposobem widzenia rzeczywistości. Nikomu nie udało się zmierzyć efektów pracy nauczyciela, bo jest ona niemierzalna, tak naprawdę nie można jej opisać ani zamknąć w jakieś urzędowe formuły. Kluczem do zbadania efektów naszej pracy zawsze jest dziecko – myślące, otwarte na świat i ludzi, tworzące i czerpiące radość z własnej twórczości lub mające problemy z interpretacją najprostszych faktów, nierozumiejące innych, skupione na sobie i własnych potrzebach. To, co najważniejsze w szkole odbywa się zawsze za drzwiami klasy – tam nauczyciel uczy i wychowuje, kształtuje postawy, zmusza do myślenia... Czy robi to dobrze i uczciwie zależy to od jego poczucia obowiązku, osobowości i wrażliwości, a także, co bardzo ważne, fachowego przygotowania i ciągłego doskonalenia.
Wspaniałych, twórczych i odpowiedzialnych nauczycieli należy selekcjonować już na etapie kształcenia w szkołach wyższych. Ciągle niski status zawodowy, słabe zarobki nie pozwalają na pozbycie się szkodliwego zjawiska – selekcji negatywnej do tego zawodu. W tym zakresie reforma edukacji nie przyczyniła się w najmniejszym stopniu do zmiany myślenia o najważniejszych dla oświaty sprawach.
Nie wiem, dokąd zmierza polska oświata. Na pewno nie powinien napawać nas optymizmem obraz szkoły widziany przez pryzmat publikacji promujących nowoczesne metody. W szkole, ogólnie rzecz ujmując, nie dokonała się zasadnicza zmiana modelu kształcenia, ta, która miała być istotą wprowadzanych reform. Pojawiły się nowe, negatywne zjawiska, których nikt wcześniej nie przewidział, i o nich powinniśmy rozmawiać. Warto z pewnością powrócić do źródeł, do otwartych dyskusji i polemik, takich, w jakich dokonywała się reforma systemowa w latach dziewięćdziesiątych.
W wielkiej ogólnonarodowej dyskusji wzięli udział wszyscy zainteresowani zmianami w polskim systemie oświaty. Być może nie do końca wsłuchano się w głosy tych najważniejszych podmiotów edukacji – nauczycieli i rodziców.
Nie wiem, jak sprowokować te grupy do dyskusji. Wiem tylko, że warto to zrobić, bo w przeciwnym razie oddamy głos, a może i wychowanie, politykom, pseudodziałaczom i tym wszystkim, którzy z oświatą nie mają nic wspólnego. Zgodzimy się na rzeczywistość z wszechogarniająca korupcją, bylejakością życia społecznego i brakiem poszanowania cudzych poglądów. “Wypracowany” przez kilkanaście lat model kultury politycznej polskiego parlamentu musi przecież przerazić każdego, nie tylko pedagogów.
Warto chyba zastanowić się nad kondycją polskiej oświaty właśnie teraz, już w europejskiej rzeczywistości, i podjąć stosowne działania wbrew temu wszystkiemu, co przeszkadza rozwojowi i jest doskonałą pożywką dla wszelkich szkolnych patologii...
Tadeusz Pakuła - nauczyciel
j. polskiego
Tekst opublikowany w Magazynie szkolnym